Sąsiedzi
Często mi się zdarzało, głównie z samego rana, że słyszałem glos mojego nowego sąsiada. Nowego dlatego, że działka naszego starego, nieżyjącego już sąsiada (mojego wujka, ale to była siódma woda po kisielu) została kilka lat temu podzielona i wybudowano na niej trzy nowe domy. Głos ten dobiegał zza zamkniętego okna. Więc siłą rzeczy musiał być on głosem „głosem”, a nie żadnym głosem ludzkim, czyli głosem wypowiedzianym za pomocą ust. Hmm... Namieszałem. Według mnie głos „głos” też był głosem ludzkim, ale była to inna para kaloszy, jako że był to głos mentalizowany, a nie najzwyczajniej świecie kreowany przez ludzkie narządy mowy. Słyszałem więc mojego sąsiada, który albo dawał mi dobre rady, albo komentował moje zachowanie...
Razu pewnego smażyłem sobie, jak gdyby nigdy nic, jajecznicę, a głos sąsiada do mnie w te oto słowy: „Tylko nie przesol, bo będzie niedobra”... No nie wytrzymałem. Będzie mnie ignorant jeden pouczał jak robic jajecznicę. Ja mu więc na to – trawy się, debilu głupi, nie podlewa jak świeci słońce, bo krople wody, działające jak soczewki, skupiają promienie słoneczne i wysuszają źdźbła. Tyle tylko wiem o ogrodnictwie, ale na pewno wiem więcej o smażeniu jajecznicy, niż ty, pacanie jeden, o hodowaniu trawnika. W ten oto sposób zbesztalem sąsiada za jego „dobre rady”. Tyle w tym wszystkim mojego szczęścia, że nie otworzyłem okna i że do niego nie ryknąłem, żeby pomyślał dwa razy zanim weźmie szlauf do ręki. Z jednej strony raczej bym tak nie zrobił, jako że rzadko kiedy nachodziła mnie ochota żeby powiedzieć komuś, że słyszę jego myśli, ale z drugiej strony, z kolei, bardzo się poirytowałem, bo z tego co wiem, jajecznicę przyrządzam wprost wyborną...